Strona:Antoni Ossendowski - Po szerokim świecie.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

porwał i uniósł w powietrze, cisnąć ją do swej szerokiej piersi. Porwana wczepiła mu się we włosy, targała je, wyrywała, krzycząc i wyjąc. Gdy napastnik mocniej przycisnął ją do siebie, zaczęła drapać mu twarz i ramiona, aż krwią spłynęły, gryzła mu ręce i szyję, aż Nagga ryczał z bólu.
Gdy olbrzym zrozumiał, że kobieta usiłuje wydrapać mu oczy, zgrzytnął zębami i ścisnął wiotkie ciało mocarnemi ramionami. Krzyknęła i straciła przytomność. Nie wypuścił jej jednak z rąk, lecz zaniósł z powrotem nad potok i tu ją ocucił.

Już się nie wyrywała i nie broniła. Patrzyła tylko na Naggę przerażonemi oczyma i łkała. Olbrzym nie wiedział, co robić, aby ją pocieszyć. Postanowił więc ją zabawić. Zaczął od tego, że ciskał ogromne kamienie, które aż huczały w powietrzu od pędu, skakał przez krzaki i wymachiwał toporkiem, kręcąc się na jednej nodze. Przestała szlochać i przyglądała się mu bacznie i z zaciekawieniem. Gdy mówił do niej — nie odpowiadała. Bała się go jeszcze, a może nie rozumiała jego mowy? Gdy, namęczywszy się dość, przerwał swoje skoki i tańce, podszedł do niej, szczerząc zęby i pomrukując łagodnie, ona zaczęła łkać na nowo. Nagga powtórnie się zmieszał. Życia nie pożałowałby, aby ujrzeć ją uśmiechniętą i szczęśliwą, bo w piersi czuł wielkie ciepło i radość niewysłowioną dla niego, który używał zaledwie kilka słów, wyrażających jego najprostrze myśli „pierwotnego człowieka[1]. Jednak wkrótce przypomniał sobie jed-

  1. Monsieur Teophile Glacier z całą namiętnością południowca mówił do mnie w tem miejscu opowiadania tak: