odczuwać brak pożywienia i będzie zmuszona wprost żywiołowo wtargnąć w granice francuskiego Marokka, pomijając już naturalny pęd północnego „imama“ w stronę świętego Fezu, t. j. Mekki afrykańskiego Islamu. Zwiedzałem właśnie jeden z odcinków północnego frontu francuskiego około Taounat w kilka godzin po wtargnięciu znaczniejszego oddziału Arabów z Riffu. Zjawienie się ich wywołało powstanie wśród części ludności w północnej części Protektoratu.
Generał de Chambrun szybko zlikwidował tę sprawę i małemi siłami, a raczej wielką psychologją na pewien czas zabezpieczył Marokko sułtana od podobnych wypadków. Mówię — „na pewien czas“, gdyż w razie planowego przejścia przez armję Abd-El-Krima granicy Riffu, wypływające stąd operacje wojenne Francuzów już nie będą się ograniczały do psychologicznej akcji, lecz będą wymagały znacznych sił i środków bojowych. Nie tylko naród i rząd francuski, lecz nawet inne państwa powinny zrozumieć, że wtedy nastąpi bardzo poważny i odpowiedzialny moment, w którym należy przedsięwziąć wspólne kroki, aby lokalny ruch, odbywający się pod hasłem pan-islamizmu, nie nabrał zbyt wielkiego rozpędu, ogarniając kraje, graniczące z Egiptem, a przez niego łączące się ze światem muzułmańskim, liczebnie i moralnie jeszcze dość silnym, aby znaczne powikłania wnieść do powikłanej ogólno europejskiej sytuacji. Zdaje mi się, że bieg wypadków woła już o takie wzajemne porozumienie się państw europejskich i o zaniechanie wzajemnych intryg politycznych.
Strona:Antoni Ossendowski - Po szerokim świecie.djvu/77
Ta strona została skorygowana.