Strona:Antoni Ossendowski - Po szerokim świecie.djvu/83

Ta strona została przepisana.

i własnym sklepie w najbardziej uczęszczanem przez publiczność miejscu. Tymczasem, nie posiadam potrzebnego kapitału, lecz za dwa — trzy miesiące...
Przerwał, gdyż spostrzegł wielkie towarzystwo, które się wlokło szosą, zmierzając ku stacji. Widzieliśmy, jak wyłowił kilkanaście pięciocentówek i bezustanku mówił i mówił.
W parę miesięcy później czytałem w dziennikach huczną i błyskotliwą reklamę o znaczeniu rodzynków dla zdrowia. Były tu i nauka i poezja, i zrozumienie wymagań kupującej publiczności. Przedsiębiorczy młodzieniec zapowiadał sprzedaż rodzynków za 10 centów w pięknych torebkach z różowej higjenicznej merli, nadających się na prezent „dla dzieci, dziewczyn i starców“. Uśmiechnąłem się, czytając tę huczną reklamę i nie wątpiłem, że mój znajomy posiada już własny sklep i że po kilku latach ze skromnych 10-centówek i różowych torebek wybuduje sobie drapacz nieba i zacznie myśleć o tem, co ma teraz uczynić z częścią dochodów, aby służyły ludzkości lepiej od rodzynków.
W roku zeszłym otrzymałem wiadomości od swego przyjaciela, że nasz młodzieniec wprawdzie nie zbudował sobie jeszcze drapacza, lecz wynajął już wyłącznie dla swego interesu kilka plantacyj wina w Kalifornji i ufundował trzy stypendja dla najbardziej pomysłowych uczniów jakiejś szkoły handlowej.
A więc już zaczął...

W porcie nowojorskim wstąpiłem pewnego dnia do wielkiej budy, gdzie za ladą stał otyły, łysy jego-