Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/102

Ta strona została przepisana.

Malecki ze swoim towarzyszem przyłączyli się do tej drugiej części i, gdy pochód wyszedł za bramę, ujrzeli, że djabli ułożyli niewielki stos z zawczasu przygotowanych kawałków drzewa, zapalili go i wrzucili do płomienia papierowego djabła przy ogłuszającym koncercie, złożonym z krzyków, wycia, dźwięków setek wcale niemelodyjnych instrumentów, pękania małych petard i rac.
Gdy djabeł został spalony, lamowie zrzucili swoje obrzydliwe maski i zaczęli odbierać od publiczności datki pieniężne i skrawki papieru z napisanemi na nich nieszczęściami, które powinny były zginąć wraz z dymem spalonego złego ducha.
Od bramy Hatamen do hotelu „des Wagons-Lits“, czyli w chińskiej wymowie „Waczon-Li“, — kwadrans drogi Malecki, zupełnie znużony, pożegnał d-ra Wolfa i udał się do domu.
Uczony Niemiec bardzo się Maleckiemu podobał, a jego natchnione, pełne głębokiej wiedzy opowiadania wywarły na nim silne, kojące wrażenie. Żegnał go więc bardzo serdecznie, prosząc, aby pozwolił odwiedzić go i raz jeszcze skorzystać z tak wyjątkowego „guide‘a“ i przyjemnego towarzysza wycieczek po starej stolicy bogdochanów.