go zemdlonego i z krwotokiem. Kazała boy‘owi rozebrać go i przenieść na łóżko, sama zaś wyszukała lekarza hotelowego, Anglika, doktora Belleya i sprowadziła go, poczem powróciła do domu. Po ukończeniu zaś swych czynności przy hrabinie, znowu przyjechała do niego, aby go pielęgnować przez noc.
— Dziękuję pani, dziękuję z całego serca! — szepnął gorąco. — Ale pani się zmęczyła, pani wreszcie może mieć poważne przykrości w domu!...
— Pan tak się nami zaopiekował, że o zmęczeniu mojem niewarto mówić. Zresztą spałam jak suseł. Co do przykrości, to też wątpię. Mama wie o wszystkiem i zna mnie dobrze. Hrabina, która kocha pana, może być narazie tylko wdzięczna mi za opiekę nad nim.
Malecki wyciągnął do niej rękę, a gdy podała swoją, ucałował ją kilka razy i zawołał:
— Pani jest dobra, mądra i śmiała!
— A pan śmiały, ale niedobry i niemądry, bo rusza się, krzyczy, gdy tymczasem doktór Belley zalecił zupełny spokój i milczenie! — powiedziała, zmuszając go do położenia się nawznak.
— To niech sobie doktór będzie spokojny i milczący przy pani, a ja nie chcę! — mówił, czując wielką radość, napływającą mu się do serca, a przyczyny której zrozumieć nie mógł.
Orliczówna kazała podać śniadanie i dopomóc
Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/108
Ta strona została przepisana.