Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/109

Ta strona została przepisana.

Maleckiemu przy umyciu, sama zaś zaczęła go żegnać, aby na czas stawić się w domu hrabiny.
Gdy już stała w kapeluszu i lekkim płaszczu i naciągała rękawiczki, zbliżyła się do Maleckiego i powiedziała:
— Przyjdę wieczorem...
Umilkła i, odchodząc, rzuciła:
— Biedna hrabina, pan jej wcale a wcale nie kocha...
— Czyż być może? — ucieszył się Malecki. — A z czego pani wnioskuje?
— Bo pan nie zapytał mnie nawet o list? — odezwała się.
— A pani go ma przy sobie?
— Tak! — rzekła, otwierając woreczek i wyjmując kopertę.
— Nie, nie! — zawołał Malecki. — Nie potrzeba! Niech pani powie, że jestem nieprzytomny, a więc list nie mógł być mi doręczony.
— Dobrze! odpowiedziała, skwapliwie chowając list. — Do widzenia — wieczorem!
— Do widzenia! Dziękuję raz jeszcze bardzo serdecznie. Nigdy nie zapomnę! — mówił Malecki.
— Czyż mogłam postąpić inaczej? — spytała i, nie czekając na odpowiedź, otworzyła drzwi.
— Panno Halino! — zawołał Malecki.
— Co takiego? — oburzyła się dziewczyna. — Pa-