Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/116

Ta strona została przepisana.

Z trudem uspokojono chorego. Belley odszedł, odprowadzony przez Orliczównę. Malecki słyszał jak chodzili po korytarzu i długo rozmawiali ze sobą. Gdy powróciła i usiadła przy jego łóżku, Malecki słabym głosem poprosił ją, aby mu opowiedziała o swojem życiu w Pekinie.
— Bardzo nieskomplikowane mam obowiązki — odparła z uśmiechem. — Pomiędzy pierwszem a drugiem śniadaniem robimy „shoppings“, a więc jedziemy na miasto, chodzimy po sklepach i kupujemy z hrabiną stosy niepotrzebnych rzeczy. Po śniadaniu hrabina kładzie się „na godzinkę“, ja zaś czytam jej bardzo głupie i nieprzyzwoite romanse francuskie, a później trochę gram dla... uśpienia hrabiny. Szczególnie słodko śpi przy utworach Liszta...
Orliczówna śmiała się wesoło i ciągnęła dalej.
— Po tej długiej „godzince“ hrabina zaczyna się stroić na „five o clock“ — albo u siebie, albo u znajomych. Ten czas już należy do mnie, mogę grać, ile się zmieści, gdyż jestem wolna do 7-mej, kiedy muszę asystować przy obiedzie, po którym następuje krótkie „dolce far niente“, potem gram trochę dla całego towarzystwa. O 9-ej jestem znowu wolna, już aż do godziny 10-tej zrana, do nowych „schoppings“.
— Bardzo miłe ma pani zajęcie! — zauważył Malecki. — Nie nuży ono panią?
— Tymczasem nie! — odparła. — Zresztą chodzi