Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/117

Ta strona została przepisana.

nam o pieniądze. Gdy je zdobędziemy, natychmiast wyjedziemy; mam nadzieję, że po roku już można to będzie uczynić.
— Życzę pani z duszy tego! — rzekł Malecki poważnie.
Orliczówna obszernie opowiadała o życiu w pałacu. Żartobliwie mówiła o starym Hieronimo, z którym jego piękna małżonka widuje się nie codziennie, jednakże hrabia del Ramagnoli jest zazdrosny o żonę, szpieguje ją starannie, a z tego znowu powodu Aura ma stałe awantury z pokojowemi i lokajami.
— Z pani opowiadania widzę, że biedny hrabia ma sporo kłopotów w domu? — zauważył Malecki.
— O tak! — zaśmiała się Orliczówna. — Szczególnie ma jednak oko na księcia Razza...
— Cóż to za książę? — spytał Malecki.
— Też jakiś włoski arystokrata. Ale przystojny, bo przystojny! Wprost jakgdyby z marmuru wyrzeźbiony grecki bóg.
— Adonis... szepnął Malecki.
— Tylko co chciałam to powiedzieć! — zawołała Orliczówna. — Hrabia del Ramagnoli, jak pan zauważył, nie dużo piękniejszy od szympansa, jest szczególnie wrażliwy na punkcie księcia Razza, i śledzi go pilnie, a natrętnie i niezręcznie zarazem.
— Wie z pewnością, skąd mu grozi niebezpieczeństwo... rzucił Malecki.