Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/138

Ta strona została przepisana.

ją w moje objęcia, dając mi zapomnienie całego jej znęcania się, mojej poniewierki i moralnego upadku mężczyzny, który stał się igraszką w ręku pięknej, a zepsutej i okrutnej kobiety... Powinienbym być szczęśliwy, podniecony na długi czas tem spotkaniem, liczyć godziny i minuty do wyznaczonej schadzki w jej domu, a tymczasem tego nie odczuwam? Pierwsze wrażenie pierzchło szybko... Dlaczegóż to?
Usiadł w fotelu i rozpoczął mozolną pracę nad uprzytomnieniem swoich uczuć i przeżyć.
— Kocham Aurę? Nie! Szaleję za nią. Jestem w jej władzy, pożądam jej i nie mogę zrzucić z siebie jej uroku. Chwilami czuję wyraźnie z oddalenia jej myśli o mnie, słyszę jej wołanie bez dźwięku. Jeżeli walczyłem teraz, to tylko dzięki chorobie mojej, obecności Orliczówny, rozmowom z doktorem Belleyem i z Wolfem. Szczególnie z Wolfem, gdyż on, niby jakiś cień zamierzchłej przeszłości, porywa mnie z wiru wrażeń dnia, moich własnych przeżyć — drobnych wobec wspaniałych dziejów ludzkości, i pomaga mi w walce, której właściwie nawet walką nie można nazwać. Każda walka ma swój cel. Tu ja nie mam celu. Hrabina nigdy nie zechce być moją żoną i porzucić wspaniałe życie sfery, do której z pochodzenia i bogactwa należy. Zresztą, gdyby nawet zechciała tego sama, przecież znam ją już dobrze i wiem, czego jest warta! Zlegalizowana przez małżeństwo kurty-