Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/147

Ta strona została przepisana.

dza bandytów chińskich i marszałka armji chińskiej Dżan-Dzo-Linga, generałów Wu-pej-Fu, Siao-Kaja i prezydentów północnej i południowej rzeczypospolitej chińskiej.
Im dalej posuwali się Malecki z Wolfem ulicą Czien-Men, tem domki stawały się coraz niższe i uboższe, aż się zaczęły pustkowia, porośnięte chwastami i zanieczyszczone odpadkami miasta; ogrody warzywne, olbrzymie place, przedstawiające sobą kloaki, przecięte drogami, gdzie na każdym kroku podróżnikowi groziło niebezpieczeństwo od licznych rowów, głębokich wyrw, napełnionych cuchnącą wodą.
— Pekin chiński i tatarski posiada kilka takich placów, gdzie co roku ginie sporo ludzi, koni i wozów. Tak się dzieje od wieków wiecznych — mówił ze śmiechem Wolf. — Ambasady cudzoziemskie przed kilkunastu laty złożyły z tego powodu specjalne memorandum rządowi pekińskiemu. Wyasygnowano wtedy 150.000 taelów chińskich na urządzenie oświetlenia, placów. Nic jednak z tego nie wynikło, ponieważ w Chinach urzędniczych istnieje nie pisane, lecz uznane prawo nielegalnych poborów. Anglicy nadali temu nazwę „squeeze“, czyli wyciskanie. Otóż gubernator Pekinu wziął sobie 75.000 taelów, a drugą połowę oddał urzędnikom na wykonanie robót. Ci wzięli dla siebie 40.000, a 35.000 oddali technikom, którzy