Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/15

Ta strona została przepisana.

Był bez czapki, i ładnie wijącą, się jasno-płową czupryną bawił się wiatr, zalatujący na galerję. Podszedł do pięknej pasażerki, zamienił z nią parę frazesów, a potem skłonił się i, z uszanowaniem pocałowawszy ją w rękę, odszedł.
— Jo t‘amo! — pobiegł za nim gorący przyciszony szept hrabiny.
Te słowa hrabiny obiły się o uszy, leżącej w szezlongu i wojującej z atakiem morskiej choroby turystki.
— Zgroza! — mruknęła, zwlekła się z leżaka i popędziła do całego towarzystwa z nowiną o strasznej zbrodni, która płynęła na „Kobe-Maru“, i, prawdopodobnie, ściągnęła na pasażerów straszliwy tajfun.
Zaczęły się dochodzenia o osobie tajemniczego blondyna. Tegoż wieczoru publiczność już wiedziała, że pasażerem, zajmującym kajutę, znajdującą się obok telegrafu, był Henryk Malecki, attache nieczynnego od czasu wojny światowej poselstwa austryjackiego. Dowiedziano się z listy okrętowej, że był Polakiem, miał lat 32 i że płynął do Havre‘u z Tokio. Pozatem — nic! Była to jeszcze bardziej tajemnicza osobistość na pokładzie „Kobe-Maru“. Widziała go jedna osoba i zaledwie jeden raz.
Z tego powodu wszystkie oczy, zwrócone bacznie i nieprzychylnie na młodą kobietę w białym płaszczu,