Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/155

Ta strona została przepisana.

Zapytał Wolfa, co się odbywa w tej świątyni.
— Odbywało — odpowiedział smutnym głosem Niemiec — odbywało się przy ostatnich cesarzach podług ceremonjału, ustalonego w VI wieku po narodzeniu Chrystusa! Dwa razy do roku „Syn Nieba“ — bogdochan na czele olbrzymiej procesji udawał się tu, spędzał noc na modłach i wróżbach, a nazajutrz od świtu, leżąc na ziemi w obliczu swego ojca — lazurowego nieba, błagał go, aby odwrócił od Chin wszelkie klęski: powodzie, lata suche, nieurodzaje, pożary, choroby i wojny. Były to modły ojca o szczęście dzieci, modły, pełne błagania, troski i miłości. Na zakończenie bogdochan błagał Niebo, aby oświecił rozum wszystkich ludów i połączył je „w duchu i sile“ z bogu miłym Pe-Siniem na wieki wieków!“ W tej modlitwie swojej cesarz wspominał szczegółowo o tem, co dadzą tym ludom i państwom Chiny i w jakim będą do nich stosunku. Był to swego rodzaju manifest, mowa programowa w obliczu Nieba i jego władcy — Szan-Ti, mającego tu, na ołtarzu swój tron, gdzie siedział niewidzialny, a miłosierny. Ta część uroczystości miała w sobie mistykę polityczną, pociągającą pod wysoką rękę Chin inne, czasami bardzo dalekie ludy, garnące się do Państwa Nieba od zachodu i północy. Najeźdźcy, nawet ci, którzy opanowywali tron Chin, w swoich odezwach do narodu używali zwykle treści ostatnich modłów poprzednika przed ołtarzem