Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/157

Ta strona została przepisana.

W „tajemniczym grodzie zakazanym“ żyły widocznie jakieś duchy, kształtujące dusze władców. Przerabiały wszystkich na jedną modłę — więcej lub mniej potężnych i wspaniałych cesarzy. Czy to byli książęta z rdzennie chińskich rodów, czy najeźdźcy z dynastji tatarskich Kitanów, Kinów, czy z mongolskich Dżengizydów, lub z północnych Manczu, — za pozłacanemi murami swojej tajemniczej siedziby stawali się cesarzami Chin, zapominali nawet o swojem barbarzyńskiem pochodzeniu i swoich zamiarach zaborczych i dzikich, ulegali starej kulturze państwa Nieba, a wojownicy ich bez śladu wsiąkali w mrowie pokojowych Chińczyków, którzy nigdy nie uznawali siły pięści i nigdy wojennych bohaterów na stopień półbogów nie wynosili.
Wolf umilkł, ale po chwili zaczął się cicho śmiać i rzekł:
— Co za dziwna rzecz! Najeźdźcy, znający tylko przedtem swoje stada owiec i byków lub tabuny koni, prawie nigdy nie byli wandalami dla kultury chińskiej! Odwrotnie — pietyzmem, miłością i czcią otaczali ją i pielęgnowali. Byli mecenasami, opiekunami i krzewicielami nauki i sztuki. Jeżeli spotykamy Wandalizm w historji Chin, to tylko uprawiany przez cesarzy chińskich dynastyj. Zblazowani przez swoją wykwintną kulturę, znużeni ubóstwianiem i przepychem, szukali prawdopodobnie silnych wrażeń, od-