Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/158

Ta strona została przepisana.

młodzenia umysłu chińskiego, czuli ludzką potrzebę wyrwania się z zamarłych granic i form logiki, twórczości i trybu życia, być może, nienawidzili nawet uroczyście milczących, wspaniale upiększonych złotem, kością słoniową, nefrytem, bronzem, dżetami i jedwabiem ścian swoich tajemniczych pałaców, otoczonych „świętym murem władców“ i murem z eunuchów, rycerzy, urzędników i niewolników. Pożądali życia, ruchu, burzy, głosów ludzkich — chociażby to była burza grozy i gniewu, i stawali się wandalami, gdyż na wszystko jako bogowie mieli prawo i siłę...
Malecki słuchał nieskończonych, tchnących oryginalnością myśli i rozległością wiedzy opowiadań Wolfa i czuł, jak maleją i rozpraszają się wszystkie jego osobiste przeżycia wobec olbrzymiej postaci wspaniałego państwa, co może z uśmiechem politowania spoglądać na historję miotającej się ludzkości.
— Istotnie, — mówił Malecki do Wolfa, — Chiny są, być może, najpotężniejszem, bo najtrwalszem mocarstwem. Na kontynencie Azji istniały ogromne państwa, stałe i koczownicze, kwitły kultury wspaniałe, lecz wszystko znikło, w proch się rozpadło lub zostało przysypane piaskiem pustyni. Kto potrafi znaleźć ślady imperjum Ujgurów? Co się stało z potęgą Persji, z tajemniczemi Indjami? Gdzie są szlaki,