Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/164

Ta strona została przepisana.

cesarskim. Rozstali się przy bramie dzielnicy pałacowej i Malecki powrócił do hotelu.
Po obiedzie postanowił obejrzeć Pekin w nocy. Przechodził zalaną elektrycznością dzielnicę cudzoziemską, gdy nagle spostrzegł postać kobiecą, szybko idącą drugą stroną ulicy. O parę kroków z tyłu szedł jakiś wysoki w jasnem ubraniu europejczyk. Z ruchów tych ludzi Malecki zrozumiał, że prowadzili ze sobą energiczną rozmowę. Nagle stało się coś takiego, co rzuciło Maleckiego w ich stronę i zmusiło biedź ku nim. Wysoki europejczyk szybko dogonił kobietę i ze śmiechem schwycił ją za rękę, przyciągnął do siebie i zaczął całować. Kobieta broniła się zawzięcie. Wyrwała się wreszcie i uderzyła napastnika w twarz tak silnie, że odgłos policzka doszedł uszu Maleckiego. Biegł już na pomoc, lecz kobieta nagle skręciła do bocznej alei i znikła w podwórzu wspaniałego pałacu. Elegancki pan stał oszołomiony, nie mogąc przyjść do przytomności. Malecki, przechodząc, zajrzał mu w twarz i drgnął. Poznał księcia Razza. Rozejrzał się naokoło, spostrzegł dużą mosiężną tablicę z napisem. Zrozumiał, iż stał przed pałacem hrabiny del Ramagnoli. Zawrócił i zbliżył się do wciąż stojącego księcia.
— Książe otrzymał dobry policzek! — rzekł szyderczym tonem.