sliło go i ubawiło to zajście. Szedł i wygwizdywał jakąś wesołą piosenkę kabaretową, gdy nagle zatrzymał się.
— Kto była ta kobieta, którą całował Razza? — zapytał prawie głośno. — Kobieta z niższej sfery. Mieszka w pałacu del Romagnoli. Czyżby?
Nie dokończył, bojąc się wymówić imię złotowłosej dziewczyny.
— Książe Razza nie próżnuje... — przypomniały mu się słowa Aury.
Zaklął i poszedł do domu. Około 11-ej portjer przyniósł mu list. Pisała Orliczówna. Donosiła, że zaszły niespodziewane wypadki, które zmusiły ją opuścić dom hrabiny. Przepraszała go serdecznie, że nie potrafiła wywiązać się z zadania i nadużyła jego rekomendacji. W końcu zawiadomiała, iż nazajutrz przed południem będzie w hotelu, aby się z nim osobiście rozmówić.
Malecki teraz już nie miał żadnych wątpliwości, że był świadkiem „niespodziewanych wypadków“, które zmusiły jego rodaczkę do opuszczenia hrabiny. Nie rozumiał tylko jeszcze dokładnie, jaki istniał związek pomiędzy spoliczkowaniem przez Orliczównę księcia, a zrezygnowaniem z posady w pałacu Romagnoli. Czekał więc z niecierpliwością następnego dnia.
Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/166
Ta strona została przepisana.