Musimy działać, aby już skończyć z moim mężem. Upatrzyłam sobie narzędzie dla tego. Jest to niejaki Malecki. Rozkochałam go w sobie, będąc w Japonji. Jest marzycielem i łatwo podpada pod wpływ. Mogę zaprowadzić go tam, dokąd zechcę i — zaprowadzę! Nie marszcz swego marmurowego czoła i nie łam cudownych łuków brwi przepięknych! Malecki jest moim niewolnikim, psem, który buntuje się i warczy po to tylko, aby tem goręcej lizać później moje ręce i korzyć się u moich nóg. Uczyniłam z niego kochanka, który oczekuje chwili szczęścia i czuje się szczęśliwym w nieszczęściu i rozpaczy, których przyczyną jestem ja. Postanowiłam jeszcze raz stać się jego kochanką i urządzić nieoczekiwane spotkanie jego z mężem. Malecki, chociaż jest parwenjuszem, nie jest jednak pozbawiony rycerskości, więc niezawodnie przyjmie pojedynek z hrabią. Ponieważ będzie bił się o to, aby zdobyć mnie na zawsze, co mu przyrzeknę, będzie się starał. W każdym razie...“
Tu list się urywał. Malecki odczytał go raz jeszcze i zwrócił Orliczównie.
— Rozmawiała pan z hrabiną o tym liście? — spytał.