Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/178

Ta strona została przepisana.

Naradziwszy się z Wolfem, Malecki tegoż dnia wyjechał do Nankinu.
Pociąg dowiózł go do stacji Pukow, skąd pasażerów przesadzono na angielski parowy prom — olbrzymi statek, mieszczący prócz kilku tysięcy ludzi, wielką ilość towarów i całe wozy ze zwierzętami pociągowemi. Prom przecinał wartki prąd największej chińskiej rzeki Jan-Tse-Kiang. Olbrzymi żółty potok pędził, tworząc wiry, zrywając brzegi, złożone z „lossu“ — żółtej, porowatej i miękkiej ziemi, gwarantującej skrzętnym, pracowitym gospodarzom dobre urodzaje. Rzeka niosła porwane gdzieś daleko od ujścia drzewa, belki zburzonych budynków, trupy ludzi i bydła domowego. Statek dość długo płynął, lawirując pomiędzy znakami ostrzegawczymi i wyłaniającemi się z wody mieliznami, więc Malecki miał sporo czasu do obserwacji. Wielkie okręty morskie czerniały zdaleka. Wchodziły do ujścia olbrzymiej rzeki i sunęły powoli naprzód, docierając aż do Nankinu, jako ważnego punktu handlowego. Mniejsze statki rzeczne kursujące pomiędzy Szanchajem, Suczou i Nankinem, oraz promy parowe rozcinały żółtą, wzburzoną powierzchnię rzeki; ślizgały się niby duże ptaki skrzydlate, czarne krypy chińskie o olbrzymich pofałdowanych żaglach, żółtych, czerwonych lub prawie czarnych; na szczytach masztów i na wysoko podniesionych sterach powiewały na cienkich drążkach czer-