Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/185

Ta strona została przepisana.

najlepsi przewodnicy. Z nimi pan niezawodnie dotrze do Kantonu i pozna to dziwne miasto, o całkiem oryginalnym składzie życia.
Malecki bardzo się ucieszył i poszedł razem z przewodnikiem do dużej firmy, gdzie się zapoznał z kupcem Du-Sajem, otyłym, łysym Chińczykiem — o szyderczej lecz wesołej twarzy. Mówił dobrze po angielsku, więc się szybko i szczegółowo umówili co do podróży. O godzinie siódmej Malecki był już na pokładzie chińskiego statku „Tung“, ładującego towary szanchajskie i nankińskie, wysyłane do Hańkou, gdzie miał zabrać ze sobą herbatę dla Anglji. Malecki wraz z Du-Sajem umieścili się w małej, dość czystej kajucie pierwszej klasy. Trzech innych kupców jechało drugą klasą. Około 8-ej wieczorem „Tung“ ryknął trzy razy i odbił od brzegu. Posuwał się bardzo wolno, borykając się z szalonym prądem i robiąc fantastyczne wprost zwroty i zygzaki, gdy omijał mielizny lub wyślizgiwał się z labiryntu czerwonych i zielonych znaków ostrzegawczych. Chwilami przepływali tuż przy brzegu, widzieli czarne kontury małych chińskich zabudowań i otaczających je wysokich grabów, słyszeli odgłosy rozmów mieszkańców wiosek. Gdy księżyc wypłynął, srebrem lśnić zaczęła pomarszczona falami i wirami powierzchnia Jan-Tze-Kiangu. Na tle jasnego nieba majaczyły nieruchome czarne cienie żagli płynących dżonek. Niektóre prze-