Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/204

Ta strona została przepisana.



Około 7-ej zrana jeden z Chińczyków obudził Małeckiego, gdyż pociąg do Kantonu odchodził za parę godzin. Po śniadaniu wszyscy poszli na dworzec i wkrótce byli już w wagonach. Pociąg ruszył, i Malecki znowu miał przed sobą przesuwającą się przed nim panoramę miejscowości. Przez okna widział pola ryżu i prosa i tłumy pracowitych rolników, uwijających się na swoich minjaturowych zagonach, gdzie znali każde ździebełko, każdy kłos ryżu, każdą kitę „kaoljanu“ — prosa, każdy krzak herbaciany. Im dalej posuwali się na południe, tem częściej spotykali górzyste miejscowości. Góry były o płaskich wierzchołkach, pokrytych polami, pola widniały na spadkach, czepiając się ich tarasami. Na stacji Hengczonfu do wagonu weszli mali, ruchliwi, o ostrych rysach twarzy urzędnicy i żołnierze Południowej Rzeczypospolitej, obejrzeli dokumenty i rzeczy i przeszli dalej rewidować pociąg. Około godziny