Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/209

Ta strona została przepisana.

do niej, a niepokój ogarniał go coraz silniej i ściskał mu serce. Tu na asfaltowych ulicach Kantonu po raz pierwszy zastanowił się nad tem, że mógłby pokochać tę złotowłosą, taką śmiałą i prostą dziewczynę, i że jego miłość mogłaby znaleść oddźwięk w jej sercu. Przymknął oczy i zobaczył jak na jawie miłą, pogodną twarz artystki, posłyszał już dźwięczny głos, i doszła go jakaś melodja granego przez nią utworu Liszta. Odczuwał wyraźną przyjemność na te wspomnienia i uśmiechał się na myśl o spoliczkowaniu przez Orliczównę pięknego Adonisa, umiejącego tak bezwstydnie uciekać.
— O, gdyby mię pokochała! — szepnął do siebie i zdumiał.
— Czy już? — zapytał siebie i powtórzył: — O, gdyby!
Dla sprawdzenia swoich uczuć do Haliny i zbadania siebie samego postanowił nie śpieszyć się z powrotem do Pekinu.
— Im dłużej będę bez niej, tem lepiej przekonam się, czy kocham ją i jak kocham! — myślał. — Zresztą ta podróż pozwala mi poznać Chiny, a to z czasem może być z korzyścią dla Polski. Nie wiele ona posiada ludzi, którzy znaliby Chiny, a tymczasem ten kraj pociąga wszystkie europejskie państwa, bo jest bogaty i politycznie interesujący. Dlaczegóż Polska