łości, mniej lub więcej spokojne oczekiwanie dnia, kiedy bieg wypadków politycznych i społecznych zmusi białych kupców do podniesienia żagli dawnych brygantyn, brygów i wraz z cieniami dawnych konkwistadorów opuszczenia ziemi „Synów Han“.
Maleckiego pociągała rzeka i jej ujście do morza, zapchane tysiącami wielkich i małych dżonek, samapanów, jula, czyli łódek o jednem wiośle, umocowanem z tyłu, tratw, statków parowych, motorowych łodzi i jachtów żaglowych. Właśnie była pora obiadowa. Gdy po wyjściu z angielskiej restauracji na Bundzie w Szaminie, Malecki powiedział, iż chce zwiedzić „rzekę Pereł“, o której tyle dziwnych opowiadań słyszał od swoich towarzyszy podróży — nankińskich kupców, przewodnik oznajmił mu, że jest to wycieczka niebezpieczna i że towarzyszyć Maleckiemu nie może. Natomiast zaprowadził go do urzędu policyjnego, pomówił z jego kierownikiem, poczem Malecki wręczył chińskiemu urzędnikowi 10 dolarów. Po chwili stał już przy nim olbrzymiego wzrostu agent policyjny w ubraniu cywilnem i pytał go po angielsku, czy ma przy sobie rewolwer. Gdy Malecki dał twierdzącą odpowiedź, policjant skinął głową i stentorowym głosem rzucił angielskie „Well!“.
Malecki rozstał się z przewodnikiem i oddał się w opiekę policjantowi, który zaprowadził go do ma-
Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/216
Ta strona została przepisana.