Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/224

Ta strona została przepisana.

małe posługaczki wnosiły coraz to nowe karafki mocnego wina różanego, butelki konjaku i szampana.
Na małej estradzie trzy „si-fe“ śpiewały i tańczyły taniec erotyczny. Doskonała dykcja śpiewaczek, akcentowanie przez nie pewnych słów i zdań i cyniczne, plastyczne, niczem nie zamaskowane ruchy — objaśniały treść muzycznego opowiadania, coś na kształt historyjki z „Dekamerone“.
Uważając, że widział wszystko, co widzieć można w „łodzi kwiatowej“, Malecki uregulował dość znaczny rachunek i odpłynął.
Przedtem jednak był zmuszony długo budzić policjanta, który wyciągnął się na dnie czółna i spał na dobre. Zdziwił się, że Malecki już odjeżdżał, gdyż, jak mówił, goście tych pływających „restauracyj“ zwykle nie tak prędko opuszczają gościnne gabinety i barwne, jak motyle południowej dżungli, „si-fe“.
Długo jeszcze krążyli pośród nagromadzonych wszędzie sampanów, jula i większych łodzi. Księżyc wypłynął i zalał srebrem gładką powierzchnię rzeki.
Pływające miasto już zasypiało. Rzadziej rozlegały się odgłosy rozmów, śmiechu lub kłótni. Zgasły latarki i kopcące lampki olejne w domkach i szałasach. Zrzadka tylko spotykali samotne łódki, ślizgające się w zmroku, czającym się pod burtami