Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/229

Ta strona została przepisana.



Nazajutrz do hotelu zjawił się jeden z kupców i zaproponował mu przechadzkę po mieście. Natomiast Malecki namówił go do zwiedzenia cmentarza. Pojechali wózkami, popychanemi przez dwóch kulisów każdy. Na południowo wschodniej stronie, już za miastem wznosił się malowniczy „grzbiet białych obłoków“. Pomiędzy murami i górami ciągną się szeregi nagich pagórków, z leżącym śród nich cmentarzem. Bogate i biedne grobowce lub sklecone z grubych kloców drzewa i przytłoczone z góry ciężkiemi kamieniami trumny długiemi szeregami wspinają się na spadkach pagórków i zapełniają wszystkie jary pomiędzy niemi. Tu znalazły miejsce wiecznego spoczynku setki, tysiące Chińczyków, lecz, nim matka-ziemia utuliła ich, nawet po śmierci musieli przejść pewną etykietę, stanowiącą treść chińskiej psychologji.
Chińczyk, towarzyszący Maleckiemu, opowiadał o ostatniej włóczędze nieboszczyków, mających