łecki pozostał po staremu najzupełniejszym, chociaż nieco zagadkowym gentlemanem.
Parę miesięcy temu, przed jego pałacyk zajechał samochód. Wysiadł z niego dobry znajomy Maleckiego — włoski pułkownik i pomógł wysiąść damie wytwornie, chociaż skromnie ubranej. Gdy weszli do salonu, zastali tam kilka osób. Towarzystwo w milczeniu piło kawę z likierem i raczyło się słodyczami i owocami. Gospodarz grał na fortepianie i melodeklamował, umiejętnie modulując głos:
„He is that lost boy, left and alone,
His mind is a darkness, his heart is a stone,
Yesterday — was it? — or the day before,
Life whispered in his ear, „Newer any more“...
Malecki skończył i wstał. Wtedy Włoch podszedł do niego i rzekł:
— Przywiozłem ci cudownego gościa!...
— Kogo? — spytał gospodarz.
— Hrabinę Aurelję del Romagnoli! Signora nudzi się w Tokio, gdzie jest zmuszona spędzić kilka dni, a więc dostałem od ambasadora zlecenie zabawić ją. Nic lepszego nie mogłem wymyśleć, jak przywieźć ją do Ciebie. W twoim artystycznym domu, będzie się czuła doskonale, gdyż sama jest poetką. Chodź! Przedstawię Cię hrabinie.