karawany wozów, naładowanych towarami, i wieziemy z powrotem do Nankinu surowce. Gdybyśmy nie mieli stosunków z chunchuzami, nic nie moglibyśmy robić poza granicami naszego obwodu!
— Ależ przecie chunchuzi są bandytami-rabusiami i rozbójnikami? — pytał Malecki.
— No tak! — zgodził się opowiadający. — Lecz to nie są jacyś luźni bandyci, czy wypadkowe grupy zbrodniarzy. Chunchuzjada — jest to uprawniona przez tradycję organizacja. Wódz tworzy bandę i zaczyna grasować w pewnym obwodzie. Gdy jest słaby, ludność broni się zawzięcie, ściga oddział bandyty i oddaje jego partyzantów w ręce władz, te zaś katom, którzy ścinają im głowy w „dolinach sprawiedliwości“. Gdy jednak chunchuzi nabiorą sił, wtedy trzymają w swych rękach cały obwód. Rolnicy, kupcy i fabrykanci płacą im podatki znane pod nazwą „inkin“. Wobec czego chunchuzi nie czynią krzywdy mieszkańcom obwodu i bronią ich przed napadami innych bandytów. Rząd nieraz posługiwał się chunchuzami podczas walk domowych, a nawet podczas wojen na granicach. W wojnie rosyjsko-japońskiej Chiny brały udział nieoficjalny, posławszy cały korpus chunchuzów na pomoc Japończykom. Na czele chunchuzów stanął wtedy znany wódz bandytów — Dżan-Dżo-Ling. Za usługi, oddane rządowi, wódz otrzymał amnestję i rangę generała armji chińskiej.
Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/240
Ta strona została przepisana.