W kilka miesięcy później został mianowany marszałkiem i wicekrólem Mandżurji. Dżan-Dżo-Ling jest rdzennym Chińczykiem. Młodość jego przeszła pośród kulisów. Los wyniósł go tak wysoko, iż nie mógł nie uważać się za wybrańca bogów. Stąd jeden krok do myśli o tronie bogdochanów w „zakazanym grodzie“ za szkarłatno-złocistym murem! Kto wie?.. Być może, nieoględni republikańscy kierownicy Chin skończą swe życie w „dolinie sprawiedliwości“, a na stopnie tronu możnych „synów Nieba“ z brzękiem ostróg wejdzie wódz bandytów o twardej ręce i śmiałem sercu. Kto wie?... My — ludzie starego Pe-Siniu nie będziemy zbytnio zdziwieni i... nie wpadniemy w nieutuloną niczem rozpacz...
— Jesteście panowie wrogami republiki? — zapytał Malecki.
— Bynajmniej — nie! odpowiedział za wszystkich Du-Saj. — Rozumiemy, że postęp współczesny, europejska cywilizacja są potrzebne dla wzmocnienia kraju, lecz młodzi o awanturniczych charakterach ludzie, którzy rządzą nami, doprowadzili kraj do ruiny. Tymczasem jest ich tylu, że nie wiemy komu naród ma ściąć głowę. Gdy Dżan-Dżo-Ling przywdzieje żółte szaty bogdochana, będziemy mieć zawsze przed oczyma głowę, która odpowiada życiem swojem za ojczyznę...
W takich rozmowach płynęły godziny, i Malecki
Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/241
Ta strona została przepisana.