na wyżyny pożądania. Odbywał się w nim jednocześnie proces bardzo zawiły, ale zwykły w takich wypadkach. Wszystko się w nim burzyło i krzyczało przeciwko tej kobiecie i swemu poniżeniu. Starał się wynaleźć w hrabinie cechy odpychające. Szukał, bo widział w tem jedyną przed nią obronę, jedyny ratunek. Jednakże nie mógł znaleźć dostatecznie silnych i przekonywających przejawów jej natury, co mogłoby wznieść pomiędzy nimi ścianę do nieprzebycia.
— Zginąłbym niezawodnie — myślał Malecki, — doprowadziłaby mnie do nędzy i upodlenia, gdyż już byłem na tej drodze. Uratowała mnie jedynie Orliczówna, tak cudownie wprost przechowująca czystość duchową w wirze życia, w surowej walce o byt. Ona pokazała mi list hrabiny i otworzyła oczy na zbrodniczą treść duszy tej kobiety, wprost strasznej w egoizmie swoim i bezwzględności. Gdym odczytał ten list, wszystko się zmieniło nagle. Już nie było miłości i tęsknoty pożądania, zniknął wstyd własnego upokorzenia, ale rozproszyły się też bez śladu zachwyt, ubóstwienie i szacunek. Zjawiło się zrozumienie, że nie kobietę miałem przed sobą w ciągu tych paru miesięcy, lecz zwierzę, głodne używania, pełne dzikich i poziomych, a wyrafinowanych zarazem instynktów.
Malecki przypomniał sobie, że w chwili, gdy wło-
Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/243
Ta strona została przepisana.