Hrabia Heronimo skłonił się Orliczównie i, z trudem łapiąc powietrze ustami, wyjąkał:
— Niech pani ucieka, ucieka od tej kobiety... inaczej splami pani swoją moralność i reputację...
Orliczówna nic nie odpowiedziała i skierowała się ku wyjściu. Słyszała, jak starzec wzburzonym głosem powtarzał w kółko:
— Basta! Basta!
Spakowawszy swoje rzeczy, Orliczówna z matką przeniosły się do Hotelu des Wagons Lits, gdzie zmuszone były czekać na pociąg do dnia następnego.
— Musimy wracać do Szanchaju, — mówiła Orliczówna do matki. — Tam łatwiej o zarobek. Tu dla artystki nic znaleźć nie podobna. Ani teatrów, ani koncertów, ani dużych kino w Pekinie nie widziałam. Nawet dzienników tu nie sprzedają na ulicach.
Wieczorem rozmawiając o swoich sprawach i wypadkach dnia, uradziły zostawić list do Maleckiego, aby go uprzedzić o możliwym pojedynku z Razzą, o ile hrabina potrafi wzniecić odwagę w zajęczem sercu tchórzliwego Włocha. Napisały do Maleckiego dwa listy. Jeden z nich miały doręczyć przy odjeździe portjerowi w hotelu, drugi zanieść do austrjackiej ambasady, gdzie pozostawał jeszcze jakiś urzędnik, ochraniający gmach i archiwa.
Z tym listem poszła do dzielnicy legacyjnej pani Orliczowa. Halina tymczasem doprowadzała do porządku niekróre bagaże, gdy nagle otworzyły się drzwi.
Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/251
Ta strona została przepisana.