Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/254

Ta strona została przepisana.

gdzie się nie ruszy, a zbrodniarka jest zbyt potężna, żeby obawiała się sądu.
— Potężna, ale do czasu, doktorze! — szepnął sędzia.
Wkrótce wyszli; przy łóżku chorej pozostała zgrzybiała, zrozpaczona postać staruszki matki.
Orliczówna przez kilka dni borykała się ze śmiercią. Gorączka nie porzucała jej. Majaczyła prawie stale, chwilami tylko uspakajając się i zasypiając. W malignie miotała się na łóżku, usiłując zedrzeć z siebie bandaże, lecz pilnowała jej staruszka matka i nie odstępujący chorej Malecki, który, ogarnięty nagłym niepokojem, przybył nazajutrz po wypadku. Z bezwładnych i obłędnych słów Haliny wybierał niektóre, rzucające światło na całą sprawę, a szczególnie na myśli samej Orliczówny. Zaczynał domyślać się prawdy, ale jeszcze nie chciał i nie mógł wierzyć, czuł tylko, że ta dziewczyna, taka śliczna i dumna, ta artystka, pełna subtelności i porywu, starała się odwdzięczyć mu za opiekę. W tej wdzięczności dopatrywał się jednak głębszych i cieplejszych pobudek. Zdawało mu się chwilami, że dostrzega je, więc się cieszył i fala rzewności zalewała mu serce. Wnet potem przychodziły zwątpienia, ciężkie i męczące.
Nie mógł być pewnym, że Halina, która wiedziała o jego przeszłości najbliższej, wybaczyłaby mu to tak prędko i bezboleśnie; czasem przychodziły inne wąt-