Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/259

Ta strona została przepisana.

— Tego ja nie wiem, — rzekła. — Na to tylko Halina może panu odpowiedzieć.
Malecki chciał jeszcze rozmawiać z Orliczową, gdy wszedł doktór Belley. Zbadał chorą, nałożył świeże bandaże i później przeszedł do pokoju Maleckiego.
Usadowiwszy się wygodnie na kanapie i popijając whisky z zimną wodą, oznajmił, że kryzys minął, i że Orliczówna, posiadając młody organizm, szybko powróci do zdrowia. Malecki, posłyszawszy to, wybiegł do pokoju pań, aby uspokoić Orliczową. Gdy powrócił, zastał Belleya, uśmiechającego się filuternie.
— Well! well! — powtarzał, mrużąc oczy. — Cieszy mnie to niepomiernie! Widzę, że jestem dobrym psychologiem!
— Nie rozumiem doktora! — rzekł zdziwiony Malecki.
— To też dobrze, że pan mnie nie rozumie! — zaśmiał się Anglik. — Ale ja rozumiem i spodziewam się niedługo dostać zawiadomienie o ślubie dwojga bardzo dla mnie sympatycznych ludzi.
Malecki podszedł do doktora, dolał mu whisky, nalał sobie i zawołał, trącając się z Belleyem kieliszkiem:
— Oby w dobrą godzinę pan wymówił te słowa!
Doktór ścisnął mu dłoń i powiedział poważnym głosem: