Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/27

Ta strona została przepisana.

Hiogo-Kobe siedzieli świadkowie śmierci walecznego kapitana, i oczekiwała. Ta myśl podobała się Maleckiemu. Był w nastroju, obecność zaś pięknej kobiety podniecała go. Wyszedł i wkrótce powrócił, ubrany w skromne, ale drogie kimono. Usiadł na wzniesieniu i wygłosił pożegnalną mowę, dumną i podniosłą, złożył tradycyjne ukłony i wziął do rąk sztylet.
— Każe pani dokończyć obrządku, ale wtedy musiałbym być obnażony?
— Koniecznie! — odpowiedziała hrabina, zapalając cienkiego papierosa.
Malecki wyrzekł jeszcze kilka rytualnych frazesów, podniósł sztylet do wysokości twarzy i złożył go na stoliku. Potem spuścił z ramion kimono i pozostał obnażony do pasa. Mógł to uczynić śmiało, ponieważ miał białe, gładkie ciało atlety o szerokiej piersi, jakgdyby z dwóch tarcz złożonej, o twardych, lecz nie potwornie węzłowatych mięśniach. Podwinąwszy rękawy kimona pod kolana, uczynił ruch, przecinający pasmo życia, upadł twarzą naprzód i pozostawał chwil kilka nieruchomy.
Nareszcie podniósł się, szybko narzucił na siebie szeroką szatę i, kołysząc się, jak to czynią japońscy pieśniarze, zaczął opowiadać o życiu Taki Zenzaburo i o tem, jak go spotkali w krainie cieniów jego sławni przodkowie. Była to wspaniała improwizacja, pełna poezji i wzniosłego nastroju. Malecki zapo-