mniał, gdzie jest, i improwizował długo... Obudziło go głuche milczenie... Obejrzał się i zobaczył przed sobą pałające oczy nowej znajomej, jej rozchylone namiętnie usta i zasłuchaną twarz pułkownika.
— Przepraszam państwa! — zawołał, uśmiechając się, Malecki, — wpadłem w nastrój i znużyłem państwa, a szczególnie panią.
Hrabina milczała. Włoch coś mówił, czego Małecki nie słyszał.
— Znudziłem panią i znużyłem? — zapytał, chcąc usłyszeć jej głos.
Po chwili milczenia szepnęła:
— Pan przecież patrzał na mnie, a więc widział moją odpowiedź!
— Dziękuję pani! — rzekł Malecki. — Istotnie widziałem...
Przeprosił, poszedł do swego pokoju i przebrał się znowu w smoking.
Gdy powrócił, zaczął oprowadzać dalej, pokazując swoje mieszkanie. Wreszcie oznajmił:
— Teraz to już wszystko! Wracajmy.
— Jakto? — zdziwiła się hrabina. — A pański sypialny pokój?...
— To już całkiem nie ciekawe! — zawołał. — Absolutny kontrast z resztą lokalu.
— Tembardziej ciekawe! — zaprzeczyła hrabina. — Chcę koniecznie widzieć!
Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/28
Ta strona została przepisana.