Udali się do świątyni i tu znaleźli hrabinę, owiniętą w miękki angielski płaszcz; spała na poduszkach, które pozdejmowała z kanapek kapłanów.
Ta noc była początkiem choroby Maleckiego. Paroksyzmy niebezpiecznej północnej febry przychodziły często i stan zdrowia stawał się coraz groźniejszy. Malecki był zmuszony zmniejszyć ilość godzin pracy i wymówił się od jednej z posad, zajmowanych w bankach. Zauważył wkrótce, że hrabina, zawsze spokojna i sztywna, stawała się bardziej czuła dla niego w chwilach ataków, raz nawet nastąpił wybuch namiętności, gdyż rzuciła mu się w objęcia i całowała tak porywająco, że był bliski omdlenia. Ale po tych wybuchach następowały chwile drażniącej obojętności.
Gdy pewnego razu, improwizując na temat „Fudżi-Jama“, uczynił płomienne wyznanie, hrabina obojętnie wysłuchała i rzekła:
— Jaka to cudowna rzecz — czuć i mówić uczuciami i słowami swoich bohaterów! Bo to przecież pan wszystko mówił tak, jak wysławiał się pański sławny Jomitsu-Szogun, ten japoński Don-Juan?
Malecki spojrzał, lecz nic nie odpowiedział.
Gra trwała dalej i dalej postępowała choroba.
Wreszcie pewnego wieczoru, gdy hrabina del Romagnoli była u niego, Malecki siadł naprzeciwko niej i rzekł:
Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/33
Ta strona została przepisana.