Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/40

Ta strona została przepisana.

po dawnemu „panem“ i ani słówkiem nie wspomniałaś o minionej nocy.
— Nie mówi się w dzień o tem, co noc przykryła swoim płaszczem! — rzekła z figlarnym uśmiechem.
Malecki ze smutkiem podniósł na nią oczy i szepnął:
— Moje uczucie dla ciebie, moja miłość, mój zachwyt tobą nie boi się światła słońca i nie potrzebuje kryć się w nocy. Ja chcę światu krzyknąć, że kocham ciebie i że jesteś moją!...
Hrabina milczała, więc Malecki ciągnął dalej:
— Ja nie chcę i nie mogę być twoim kochankiem, brzydzę się rolą złodzieja i oszukańca.
— Będziesz, marzycielu, moim kochankiem, złodziejem i oszukańcem! Będziesz kochał mnie w chińskim domku, który sobie wynajmiesz przy ulicy Chien-Men, będziesz się zakradał do pałacu mego męża przez ogród, a w niedzielę grał z nim w bridge‘a, nie czując wyrzutów sumienia, że go okradasz. Wszyscy wy jesteście jednakowi, mój marzycielu.
Zapaliła papierosa i umilkła.
— Masz z pewnością dużą praktykę w tej dziedzinie — rzekł zgryźliwie i wydało mu się natychmiast, że słyszy, jak słowa jego spoliczkowały ją.
Wyprostowała się, zmierzyła go zimnym wzrokiem i odeszła.
— Auro! — zawołał. — Przebacz...