Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/45

Ta strona została przepisana.

— Nie przyszedł dziś — odpowiedziała kobieta. — Może jaki inny?
— Niech pani da mi inne angielskie pismo! — zgodził się.
— Times! — rzekła nieśmiałym głosem, wyciągając z pliki zeszyt Times‘a.
Malecki zapłacił, a gdy odchodził, usłyszał ciche słowa podzięki, a w akcencie mowy coś swojskiego, ale dawno zapomnianego. Obejrzał się za kobietą, chciał podejść i zapytać, czy nie jest rosyjską emigrantką, jakie obserwował w parku na Bundzie, lecz w tej chwili przemknął duży biały samochód, a w nim Malecki dojrzał hrabinę del Romagnoli w towarzystwie jakiejś starszej pani i dwóch panów. Zatrzymał się i śledził oddalający się samochód, zapomniawszy o wszystkiem. Odczuwał natłok myśli. Kochał i nienawidził, pożądał i bał się śmiertelnym lękiem tej kobiety. Nie wiedział, nie mógł sobie wyjaśnić, czy więcej ją kochał, czy więcej nienawidził. Wiedział tylko, że w najgęstszym tłumie, w największym zgiełku mógłby odczuć jej obecność tak samo, jak odczułby padające na niego promienie słońca. Rozumiał, że wpływ tej kobiety na niego jest nieograniczenie silny, że może rzucić go w otchłań najstraszniejszej nędzy. Burzyło się w nim wszystko przeciw niepojętej władzy tej kobiety, pozostającej dla niego nieznaną i obcą, ale gdy z oburzenia wy-