Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/46

Ta strona została przepisana.

kwitać zaczynało postanowienie, zjawiały się przed nim płonące oczy hrabiny del Romagnoli i obezwładniony szeptał zimnemi, kurczowo zaciśniętemi ustami:
— Auro... Auro...
Zebrał wszystkie swoje siły, aby nie zawrócić, i poszedł dalej. Doszedł do Bubbling Well i posuwał się naprzód, jak nieprzytomny. Nagle gwałtownym ruchem zawrócił i zaczął oglądać się za samochodem, czy dorożką. Nie znalazł jednak, więc szybko szedł ku Nanking-Rood. Lecz i tu nigdzie nie znalazł wolnego auta lub dorożki. Spiesząc się, doszedł do placu wyścigowego i na dawnem miejscu spotkał tę samą dziewczynę z dziennikami. Patrzyła na niego ze współczuciem, które pociągało go do niej. Zbliżył się, uchylił kapelusza i zapytał o najbliższy garaż, gdzie mógłby wynająć samochód. Dziewczyna wskazała mu wąskie przejście pomiędzy dwoma domami, zaułek, idący, jak szczelina w kamieniu, zygzagiem, a prowadzący na niewielki placyk, gdzie stał garaż. Podziękował i odszedł, nie oglądając się, lecz czując, że dziewczyna patrzy za nim i że w jej oczach pozostał wyraz współczucia. Słyszał nawet jej angielski frazes wypowiedziany z cudzoziemska, o dziwnem brzmieniu, budzącem jakieś dalekie wspomnienia. Po powrocie do hotelu dowiedział się, że hrabina del Romangoli przyjeżdżała na krótko, przebrała się i pojechała ze znajomymi za miasto. Widocznie