Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/49

Ta strona została przepisana.

zapadał i zmieniał rysy twarzy i kształty, poznał Aurę. Była w sportowym, piaskowego koloru ubraniu męskiem, w żółtych bucikach, getrach i rękawiczkach. Męski biały kapelusz o szerokiem rondo skrywał uczesanie Aury. Spojrzenia ich spotkały się. Spokojnym ruchem zapaliła papierosa i zwróciła się z pytaniem do guide‘a. Po chwili towarzystwo opuściło świątynię i Malecki pozostał z Amerykanami. Słuchał ich rubasznych dowcipów, śmiał się i sam opowiadał anekdotki. Czuł się bardzo dobrze.
— Jestem wyleczony, zupełnie wyleczony od niej! — od czasu do czasu błyskała mu myśl. Był rad, że pójdzie do Karltonu, gdzie ujrzy rozbawiony, używający tłum wesołych, po swojemu szczęśliwych ludzi.
Amerykanie, dokonawszy nareszcie całego rytuału rozrywki i wesołości, zabrali się do odjazdu. Malecki razem z innymi zeszedł na dół i tu przed pagodą raz jeszcze ujrzał hrabinę. Zanosiła się od śmiechu, przyglądając się walce dwóch Chińczyków, zaangażowanych przez jej towarzyszy. Chińczycy łatwo wpadają w gniew i są najhazardowniejszym narodem pod słońcem. Pierwsze ciosy, zadawane sobie wzajemnie za zielone szanchajskie dolary, pobudziły ich, i zawiązała się bardzo oryginalna walka ze wściekłemi wykrzyknikami, zwykłemi dla Chińczyków skokami i rzutami teatralnemi. Towarzystwo hrabiny del Ro-