Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/52

Ta strona została przepisana.

o połysku, przypominającym czarny ogładzony agat, powleczony grubą warstwą tłuszczu.
— I cóż — zapytał Malecki. — Dzielą się?
— Zawsze mają jednego wspólnego kochanka! — odparł, zanosząc się od śmiechu, Sparrow.
— Zgodne rodzeństwo! — rzucił Malecki, a słowom jego zawtórował głośny śmiech Amerykanów.
Rozglądali się po sali. W półzakrytych lożach uprawiano flirt. Pochylone ku sobie głowy kobiet i mężczyzn, rozchylone usta, błyszczące oczy i nerwowy śmiech świadczyły o podniecającej, drażniącej zmysły rozmowie. Osobno przy stolikach siedziały kobiety, do których w przerwach między tańcami nikt się nie zbliżał. Ubrane w jaskrawe, nader śmiałe stroje, wydekoltowane do ostatnich granic przyzwoitości, obwieszone prawdziwemi i imitowanemi klejnotami, o twarzach powleczonych warstwą różu i bielidła, z podczernionemi brwiami i podcienionemi oczyma, piły z małych wysokich kieliszków likier i obojętnym wzrokiem oglądały salę. Były to przeważnie żydówki, Rosjanki, Hiszpanki i Rumunki, przez różne życia okoliczności zarzucone na brzegi Pacyfiku, do międzynarodowego Szanchaju, tego kotła, gdzie walka o byt wyciągała z ludzi wszystkie soki i siły, aż nareszcie zmusiła te kobiety do przeniesienia się na Soochow-Road, do wspaniałych domów pomiędzy ulicą Kiangse a Ching-Juen-Li. W tej części wybrze-