Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/59

Ta strona została przepisana.

świadomości jak potężne, olśniewające, a gasnące z zawrotną szybkością błyskawice, zostawiając po sobie ślad głęboki, niespodziewany i całkiem odrębny od wszystkiego, co się działo dokoła. Nareszcie czarny skrzypek przeraźliwym akordem zakończył melodję, orkiestra umilkła, jakgdyby sparaliżowana nagle. Nastała przerwa w tańcach... Tancerze i tancerki powracali do swoich stolików, lodów, flirtu, do kupujących i sprzedających się towarzyszy i towarzyszek.
Coraz większy tłok był na sali i coraz większe gorąco...
Czarni muzykanci opuścili estradę, natomiast dwóch służących wysunęło naprzód fortepian. Zgasło rzęsiste światło i pozostały tylko fioletowe lampki, tworzące tajemniczy nastrój. Umilkły głośne rozmowy i śmiech. Na estradę wyszła wiotka, zgrabna dziewczyna w czarnej sukni. Tęsknemi, jasnemi oczami spojrzała na salę, poprawiła bujne, złociste włosy i usiadła przy fortepianie.
Malecki nie zauważył pianistki, gdyż był zajęty rozmową ze swymi towarzyszami. Podniósł głowę i rzucił okiem na estradę dopiero wtedy, gdy po kilku wstępnych frazesach muzycznych pianistka zaczęła grać humoreskę Debussy. Malecki rozumiał muzykę i kochał ją, odrazu więc poznał prawdziwą artystkę. Gdy przyjrzał się bladej twarzy, pochylonej nad klawiaturą w tajemniczym fioletowym zmroku, zmarsz-