razy, ale rzeczywiście nigdy od chwili, gdy tu przyjechałam, nie byłam tak wesoła. Teraz to — inna rzecz! Po raz pierwszy czuję się dobrze i wiem, że nic mi nie grozi, żadna przykrość, żadne rozczarowanie...
— Dziękuję pani! — rzekł Malecki. — Dla nas, jako dżentlemenów, jest to prawdziwy komplement!
Podniósł się z fotelu i ucałował jej rękę. Amerykanie, idąc za jego przykładem, też podeszli z podziękowaniem, lecz, nie uznając zwyczaju całowania ręki, zamaszyście ściskali i wstrząsali dłoń młodej kobiety.
— Pani jest Rosjanką — zapytał cichym głosem Malecki.
— Nie, panie! — odparła i zaczęła odpowiadać na jakieś pytanie Grantheima.
Przyszła nareszcie chwila popisu Maleckiego. Usiadł przy fortepianie i zaczął, przygrywając sobie, improwizację.
„Rozpalone skwarem i płynnem złotem słońca niebo Szanchaju, skuta w kamień i asfalt ziemia, znękana upałem. Mknące powozy, zgiełk tłumu ulicznego i zimne, obojętne serca tych, co po złoto tu przybyli.
Ciężko i obco na tej ziemi tym, co z dalekiej ojczyzny serca przywieźli gorące i myśl pałającą....