Tak myślałem, idąc dziś przez miasto, gdy zgiełk dochodził do szczytu i gdym ujrzał młodą kobietę o włosach jasnych i o oczach, błagalnie patrzących.....
Z innej tu przybyła ziemi, inną była i inne myśli żyły pod koroną jasnych warkoczy.
Była blada i smutna, może głodna, może rozpacz już chwytała ją za serce...
Sprzedawała dzienniki... Mówiła głosem cichym, a w oczach było błaganie...
Co się stanie z tobą, nieznana, sunąca jak cień nieuchwytny, kobieto?
Do czego dążysz? Jakie myśli przygnały cię tutaj i rzuciły na bruk uliczny z pliką nudnych dzienników?
Czy wytrwasz i przebrniesz drogę w tłumie dla siebie?
Czy upadniesz i zdepcze cię tłum, niebaczny, obojętny na śmierć i upadek w zgiełku życia?
Patrzyłem długo za nią i chciałbym wiedzieć, dokąd zdąża, gdzie jest kres ostateczny jej drogi?...
Chciałbym być tam, gdzie nad przepaścią pójdzie jej droga życiowa, chciałbym rękę do niej wyciągnąć, podtrzymać, dopomóc, doradzić!..
Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/65
Ta strona została przepisana.