Malecki pozostał w Szanchaju. „Kobe-Maru“ odpłynął, sprzedawszy jego kajutę innemu pasażerowi, jadącemu do Kolombo.
W pokoju gościnnym Astor-House‘u hrabina pisała list. Malecki siedział obok w fotelu, czekał i myślał.
— Zginąłem! — szeptał bez dźwięku. — Teraz zginąłem. Jestem słaby człowiek, bez siły woli, bez miłości własnej, bez honoru.
— Skończyłam! — zawołała hrabina. — Czytaj, amico!
Podała mu list do męża. Zawiadamiała, że chce spędzić kilka dni w Szanchaju, gdzie ma załatwić sprawunki na zimowy sezon. Uspokajała męża, że ma dobrą opiekę w osobie bardzo dobrze wychowanego Polaka, którego przypadkowo spotkała na statku i który jest zmuszony mieszkać pewien czas w Szanchaju. Opisywała swoje wizyty do wspólnych znajomych i zapowiadała prędki przyjazd do Pekinu.