na kolację do Karltonu. Malecki był tak na nowo pochłonięty Aurą, że nawet nie uprzytomnił sobie, iż może tam spotkać Halinę Orliczównę. Spotkanie to nastąpiło prędzej niż można było przypuszczać. Gdy wraz z hrabiną przybyli do Karltonu i wchodzili na szerokie wschody, Orliczówna wyprzedziła ich, nie poznawszy Maleckiego. Zrzucali płaszcze w tej samej szatni. Tu dopiero Malecki spostrzegł artystkę i uprzejmie i serdecznie jej się ukłonił. Zauważył, że miała smutne i zapłakane oczy. Przeprosił hrabinę, poprawiającą przed lustrem włosy, i podszedł do Orliczówny.
— Dlaczego pani smutna? Co się stało? — zapytał.
— Dziś gram tu po raz ostatni — powiedziała smutnym głosem. — Mój kontrakt się skończył. Zastąpi mnie jakaś pianistka, która gra i jednocześnie pokazuje sztuki akrobatyczne.
— Cóż pani ma zamiar robić? — pytał dalej z pewnym niepokojem.
— Będę szukała... Zresztą pozostały mi dzienniki... Będę sprzedawała dodatkowo wieczorne wydania — odparła spokojnym już głosem.
Przed oczami Maleckiego przemknął ciemny Canton Road z ponuremi, czarnemi postaciami mężczyzn i kobiet na rogach ulic i w czeluściach szczelin pomiędzy kamienicami.
Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/84
Ta strona została przepisana.