Obydwie kobiety jednocześnie podniosły na niego pytające oczy.
— Ze znaczeniem? — spytała Aura.
— Ze znaczeniem! — odparł Malecki.
— Czy mamy rozumieć barwę kwiatów jak zwykle? — spytała znowu. — Czerwony kolor — miłość, biały — uwielbienie?
— Nie! — zawołał Malecki. — Barwy nie mają oznaczać uczuć, są tylko ilustracją pań.
— A więc? — rzuciła hrabina.
— Czerwone róże — dzieci płomiennego południowego słońca, gorącego, potężnego w porywie długiego, stale pięknego dnia są przeznaczone dla pani; białe róże tają w sobie świeżość zimnych południowych zórz, cichą radość zaglądania w oblicze słońca w krótkie, zmienne dnie... Ofiaruję je pannie Orliczównie.
Hrabina zaśmiała się wesoło i rzekła do Orliczówny:
— Już zaczyna improwizować! Widzi pani, jakie to śliczne?
— Tak, ale mogłabym coś niecoś zakwestionować — śmiejąc się swobodnie, odparła artystka. — Dziękuję za przecudne kwiaty. Właśnie białe róże — to najbardziej kochane przeze mnie kwiaty!
Malecki wpadł w wyborny humor. Dowcipkował, tańczył ze swemi paniami, zasypywał je kwiatami.
Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/88
Ta strona została przepisana.