im niezgrabnym,brzydkim nad wyraz „bogiem“, a wdzięczny cesarz uczynił go „gegeni“, czyli przeorem klasztoru i świątyni lamów.
Malecki, oprowadzany przez grzecznego Niemca, rozkochanego w Chinach, zwiedził różne zakątki klasztoru, gdzie podziwiał piękne okazy chińskiej sztuki, ofiarowane przez bogaczów, książąt krwi i cesarzów;
cudną rzeźbę w złocie, wyobrażającą raj w postaci wewnętrznych sal pałacu Dalaj-Lamy na górze Potala w Lhasie; bronzowych hipopotamów, które przed wiekami napadły znienacka na walecznego Chin-Lunga, lecz były zabite przez dwóch wiernych sługusów. Posągi obrońców cesarza stały tuż przy zdradliwych hipopotamach.
Gdy nowi znajomi wyszli z tego budynku, usłyszeli nagle głośne okrzyki tłumu. Wszczął się taki hałas, że Malecki był zmuszony dłońmi zasłonić uszy.
— Co się stało? — pytał, mrużąc oczy i śmiejąc się.
Wolf zatrzymał przebiegającego mnicha i zapytał go.
— A prawda! — zawołał Wolf. — Bardzo szczęśliwie trafiliśmy. Będziemy widzieli wspaniałą procesję i „taniec djabłów“!
— Taniec djabłów? — zapytał Malecki.
— Tak! — odpowiedział Wolf. — Lamaici utrzymują, że wszelkie katastrofy, nieszczęścia, epidemje,
Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/99
Ta strona została przepisana.