Strona:Antoni Pietkiewicz - Gość z grobu.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

śpichlerze — gromadzkim zapaśnym magazynem? Dla czego ów przepyszny pałac, odarty z złoconéj blachy, pozbawiony okien, opadły z tynku, sterczy straszliwą pustką w ruinie na zarosłym chwastami dziedzińcu? Co to za dziwy? czyja to ręka sprawiła? Czyliżby doprawdy Bóg dobry rozgniewał się na owego wielkiego Pana i odebrał mu swe dary? czyż go przynajmniéj przyjął do swego niebieskiego pałacu?...
Oto kościelny dziadek dzwoni na Anioł Pański; pójdę do niego, a nim zmówię pacierz, on przedzwoni i potem mi te dziwne sprawy objaśni.
Skończył; podszedłem z przyjaznym ukłonem:
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
— Na wieki wieków! — odrzekł, uchylając czapki.
— W śliczne dzwonicie dzwony! aż serce się na ich głos miły raduje! jak organy grają! a słychać je pewno o dobrą milę; — rzekłem, starając się zagaić rozmowę.
— Bądź Bogu chwała! — odrzekł staruszek; — prawda, że śliczna! prawda że mile dzwonią i daleko je słychać ludziom na ziemi; obyż je i Bóg posłyszał i mile przyjął w Niebiesiech! Obyż modlitwy, do których one wzywają, uprosiły Jego zmiłowania nad grzeszną duszą! I ręce złożył, i oczy wzniósł ku Niebu z głębokiem westchnieniem.
— O jakiéjże to grzesznéj duszy mówicie, dziaduniu? — spytałem ciekawie.
— Małoż to grzesznych na świecie? — rzekł staruszek, a dobywszy tabakierki z brzozowéj kory, uprzejmie częstował mnie zieloną tabaczką. Obaśmy zażyli, kichnęli i powinszowali sobie lat setnych; a ja rzekłem znowu:
— Ale i dom Boży wspaniały! aż miło spójrzéć! W całéj tu okolicy nic podobnego nie widać; nawet i w powiatowém mieście, niema takiéj świątyni.