Strona:Antoni Pietkiewicz - Gość z grobu.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

— Chwała bądź Bogu w Niebiesiech! — zawoła staruszek, pobożnie schylając głowę. Obyż przynajmniéj ludzie, co się w niéj modlą, uprosili dla grzesznéj duszy Boże zmiłowanie!
— Podobno — ciągnąłem daléj — inaczéj tu było przed dwódziestą laty.... czy to jaki inny Pan tu nastał?
— Nie inny, nie inny, miły mój Panie; wszystko to dawny Pan zrobił, ale z inném sercem, ale z upamiętaniem.
— I jakże to było? powiedźcie, serdeczny dziaduniu! niech i ja o Bożych cudach usłyszę. Ot, jeśli wola, pójdźmy do szynkarza na szklankę piwa, to może mi, z łaski swojéj, opowiecie?
— Bóg zapłać! dobry paniczu; a czemużbym znowu miał Boże cuda ukrywać?
I poszliśmy; a usiadłszy na przyźbie pod zajezdnym domem, poprosiliśmy o półgarnca marcowego piwa, i starzec tak zaczął prawić:
— Oj prawda, że przed dwódziestą laty inaczéj tu było! Nieboszczyk starościc, Panie mu odpuść, chocia z maleńkości poczciwą poprowadzony był ręką, bo i Pan starosta i Pani starościna żyli w bojaźni Bożéj i dbali o miłość ludzi; otoż i on zrazu cóś na dobre wróżył i serca ludzkie i rodzicielskie radował; ale jak wyrósł, jak się od jakiegoś niemca wyuczył nieludzkiéj mowy i nieludzkich obyczajów, jak się potém po cudzych krajach włócząc, zapomniał i zwyczajów i obyczajów domowych i całe serce oddał zamorszczyźnie, znienawidziwszy rodzinną ziemię i ludzi co na swéj żyli, — tak wszystko inaczéj poszło! I jak wrócił do domu, jak zaczął hulać i wydziwiać; tak i poczciwych rodziców zgryzotą zabił, i poczciwych ludzi od siebie odstręczył.
W ubogich trumienkach zagrzebał rodzicielskie ciała ot tam pod kościołem, i nie tylko nie uczcił synowskim ża-