Strona:Antoni Potocki - Żyd w wiosce.djvu/4

Ta strona została przepisana.

Ale główną sferę zysków jesiennych stanowi dla karczmy nie ten kontyngens „raczących się” kumów i przyjaciół — lecz pijący pojedyńczo — mniej lub więcej nałogowi. Przychodzą oni do arendarza pokryjomu i za wódkę płacą w naturze. Zbiory jesienne pozwalają im na to. Często bardzo z jednej chaty ojciec, syn i matka, kryjąc się wzajemnie przed sobą, uczęszczają do karczmy. Ojciec niesie kul słomy, garniec żyta, baba dziesiątek jaj, kurę, syn — co się da.
Żyd wszystko to przyjmuje, oceniając niemożliwie, często o 50%, 75%, niżej wartości. Temu, kto się nie zgadza na jego cenę, oddaje rzecz:
— No, no — nieś nazad i nie przychodź więcej, bo jak ojciec dowie się, to będzie źle.
Babie znów przypomina w ten sposób gospodarza i syna, gospodarzowi — babę; aż wreszcie winowajca ze strachu, żeby nie być zdradzonym przed rodziną, zgadza się na cenę żyda. I że nie jest to fakt pojedyńczy, lecz powtarzający się w każdej niemal chacie — świadczą o tem po wierzch naładowane wiejskimi produktami wozy, które arendarz co tydzień wyprawia na targ do miasta. Takim jest żyd — karczmarz. Rzecz szczególniejsza, że w operacyjach jego gra główną rolę nie czyste wyrachowanie, na którem się zwykle opierają przedsiębiorstwa, lecz czynniki prywatnej, moralnej natury. Ztąd wyzysk jego jest dla wioski tak bardzo szkodliwym — nie poprzestaje on na biernem eksploatowaniu istniejących już stosunków, lecz systematycznie i uporczywie zasiewa, pielęgnuje i rozwija wady, które są dla niego korzystne. Szynkowanie nie wyczerpuje całej energii żyda — szuka więc on nowych sfer i stosuje do nich swój fach z niemniejszem powodzeniem.
W wiosce opisywanej, karczmarz pozbawia rok rocznie chłopów łąk. Niegdyś włościanie kosili łąki dworskie na połowę; z czasem, ponieważ żyd dawał korzystniejsze warunki — obywatel wypuścił mu je, pozbawiając chłopów siana.
Żyd jednak, nie chcąc rozjątrzyć ostatecznie wioski, siano swoje całkiem odprzedaje jej mieszkańcom — naturalnie, doliczając sobie za komis odpowiedni procent. Nie ma zresztą zakątka w wiosce w którym by wprawne oko żyda nie odkryło „interesu.” Pierze, kości, stare żelazo, grzyby suszone, nabiał, skóra zdechłych koni,