Strona:Antychryst.djvu/114

Ta strona została przepisana.

mnej sukni; twarz miała nie piękną, bladą, nabrzmiałą, jak u starych zakonnic; ale w cienkich, złośliwych wargach, w oczach o rozumnym, ostrym, jakby kolącym wzroku, miała jakiś wyraz rozkazujący, twardy, który przypominał carewnę Zofię, »złe nasienie Miłosławskich«. Podobnie jak Zofia nienawidziła brata i wszystkich jego czynów, całą duszą przywiązana była do staroświeczczyzny. Piotr oszczędzał ją, ale przezywał starą wroną, bo wiecznie krakała mu złowrogo nad uchem.
Carewna podała Aleksemu list od matki ze Susdala. Była to odpowiedź na niedawną jego, zbyt suchą i krótką kartkę: »Witam cię matko. Nie zapominaj o mnie w swych modlitwach«. Serce Aleksego żywiej zabiło, gdy począł odczytywać nabazgrane dziecinnemi literami i pełne omyłek wiersze listu.
»Witam cię carewiczu Aleksy. A ja biedna w troskach swoich ledwie żywa, że ty mnie opuścił i w troskach takich pozostawił, żeś zapomniał o swej rodzicielce. A ja za tobą jak niewolnica chodziła, a ty mnie tak prędko zapomniał. A ja dla ciebie tylko żyję jeszcze. A gdyby nie ty, toby mnie już na świecie nie było w tych strapieniach, nieszczęściach i biedach moich. Gorzkie, gorzkie życie moje. Lepiejbym na świat się nie rodziła. I nie wiem za co się męczę. A ja o tobie nie zapomniała i zawsze i wciąż się modlę do Bogarodzicy Najświętszej, ażeby cię zachowała